Belka
Piątek, 26 Kwietnia 2024   imieniny: Maria, Marcelina, Marzena
Rejestracja Witaj: Gościu, Zaloguj się
 
Belka
 
 

Rozmowa ze starostą sandomierskim STANISŁAWEM MASTERNAKIEM

Data publikacji: 2018-09-04, Data modyfikacji: 2018-09-08
A A AWydrukDrukuj  
 
Rozmowa ze starostą sandomierskim STANISŁAWEM MASTERNAKIEM – Czy to już pewne, że jesienią, niezależnie od tego, kto w powiecie sandomierskim wygra wybory samorządowe, Pan już nie będzie starostą? – Pewne. Wszystko ma swój koniec, również moja praca w samorządzie. Powiem szczerze, że jeszcze nigdy wielka polityka krajowa nie miała tak dużego wpływu na samorząd jak obecnie. Owszem, spieraliśmy się, krytykowaliśmy się nawzajem, ale nie było takich ataków personalnych. To się staje coraz mniej przyjemne. Niech teraz młodsi pchają ten wózek, chociaż nie ukrywam, że pewien sentyment na pewno pozostanie. Jestem starostą od dwunastu lat. To skłania do pewnych refleksji i podsumowania tego okresu. Jednego jestem pewien, wbrew wszelkim krytykom i malkontentom, powiat sandomierski przez ten czas zmienił się nie do poznania. Jestem z tego dumny, bo w pewnym sensie ja też się do tego przyczyniłem. W tym roku świętowaliśmy 20-lecie powstania samorządu terytorialnego. Patrząc z perspektywy tego czasu, naprawdę bardzo dużo udało nam się dokonać. – Czyli było co świętować? – Zorganizowaliśmy obchody 20-lecia powstania powiatu sandomierskiego, jako jeden z nielicznych samorządów w kraju i województwie. 10-lecie też obchodziliśmy i doszliśmy do wniosku, że warto taką uroczystość powtórzyć. Szczególnie że było co wspominać i podsumowywać. Mimo że powiaty są najsłabszym ogniwem w strukturze władzy samorządowej, bo nie mamy praktycznie żadnych dochodów własnych, czyli można powiedzieć, że wszystkie pieniądze, którymi obracamy, są „znaczone”, to różnego rodzaju inwestycji przez te lata było bardzo dużo. Wydaliśmy dziesiątki milionów złotych, kolejne miliony pozyskaliśmy z różnego rodzaju programów zewnętrznych, przede wszystkim unijnych. To daje poczucie pewnego spełnienia, że coś zostawiam po sobie i te lata nie poszły na marne. Wspomnę chociażby o dziesiątkach kilometrów wyremontowanych dróg, w tym sztandarowym projekcie powiatu, czyli gruntownym remoncie siedemnastokilometrowego odcinka drogi powiatowej z Obrazowa do Klimontowa. Do tego dochodzą prowadzone przez nas szkoły, którym w tej chwili niczego, oprócz – niestety – uczniów, nie brakuje. – Tak się przyjęło, że samorządy są oceniane głównie przez pryzmat inwestycji infrastrukturalnych. Wydaje się jednak, że pozostało już niewiele odcinków dróg powiatowych, będących w złym stanie technicznym. Od lat wychodziliśmy z założenia, że w każdej gminie, niezależnie od barw politycznych jej włodarza, będziemy sukcesywnie remontować drogi powiatowe. Zawsze zwracaliśmy się do gmin, aby te wskazywały, które według nich odcinki powinny zostać remontowane w pierwszej kolejności. Efekty tych działań są widoczne na każdym kroku. Drogi powiatowe w powiecie sandomierskim, których mamy ponad 350 kilometrów, w większości przypadków są w dobrym lub bardzo dobrym stanie. W dużej mierze jest to zasługa współpracy z gminami, które za każdym razem partycypowały w kosztach remontów dróg powiatowych na ich terenie. Dzięki temu koszty się rozłożyły i udało się znacznie więcej zrobić. Generalnie uważam, że w powiecie sandomierskim jest jakiś taki specyficzny patriotyzm lokalny. Jak trzeba, to ponad podziałami udaje się współpracować albo wspólnie promować region. To cieszy, bo takie postawy nie są powszechne. – Dzisiaj pieniądze na inwestycje spływają do samorządów szerokim strumieniem, ale paradoksalnie problem jest ze znalezieniem wykonawców. Co chwilę słyszy się, że kolejne przetargi są unieważniane, bo albo żaden wykonawca się nie zgłosił, albo dał zaporową cenę. – Kto by kiedyś pomyślał, że będzie dochodzić do takich sytuacji. Kiedyś wykonawcy niemal bili się o robotę. Ale taki jest obecnie rynek. Nie ma co rozpaczać, tylko robić swoje. Ale faktycznie my, jako powiat, również odczuwamy problemy związane z brakiem wykonawców. Jako przykład podam chociażby przetarg na remont ulicy Żeromskiego w Sandomierzu, który został rozstrzygnięty dopiero za drugim podejściem. I musieliśmy zmienić nieco specyfikację przetargową. Niestety, coraz częściej zdarza się tak, że samorządy oddają przyznane im z zewnątrz pieniądze, bo albo nie mają na wkład własny do inwestycji, albo nie udaje się im znaleźć wykonawcy. W tym roku są wybory samorządowe w związku z tym wszyscy chcą budować. W przyszłym roku wybory parlamentarne i prawdopodobnie pojawią się kolejne środki na zadania infrastrukturalne. Powiem szczerze, choć może zabrzmi to dziwnie, że niektóre samorządy chciałyby już trochę odsapnąć od tych pieniędzy zewnętrznych, bo zaczyna im brakować na wkłady własne. – No właśnie. Sandomierski szpital, prowadzony przez powiat, również ma inwestycyjne ambicje. Jednak co z tego, że są plany i możliwości, jak lecznica nie ma pieniędzy na udział własny w tych zadaniach. Liczy na pomoc samorządów, ale jak dotąd odzew z ich strony był raczej symboliczny. – Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w okolicznych szpitalach, te protesty i inne problemy, to sytuacja sandomierskiej lecznicy na tym tle jest co najmniej dobra. Nawet biorąc pod uwagę wewnętrzne tarcia w szpitalu, spory pomiędzy częścią załogi a dyrektorem, z nami, to wydaje się, że wszystko jest pod kontrolą, za co należy podziękować pracownikom szpitala. Niemniej jednak nasz szpital jest jednostką ponadregionalną, uzyskał najwyższy, trzeci stopień w sieci szpitali i potrzebuje inwestycji. Nie jestem przekonany, czy aż w takim zakresie, jak to planuje dyrektor, (mam na myśli chociażby budowę tak kosztownego pawilonu z nowym blokiem operacyjnym), ale placówka musi inwestować i się unowocześniać. Inną sprawą są pieniądze na inwestycje, mowa tu o milionach złotych. Część środków udaje się pozyskać z zewnątrz, na przykład w formie dotacji unijnych, ale sporą część szpital będzie musiał sam wyłożyć. Trudno mi mówić za inne samorządy. Niech same zdecydują, czy chcą pomóc. My natomiast od lat wspieramy szpitalne inwestycje i będziemy to robić nadal. Chcę w tym miejscu podkreślić, że nie dołożymy do podwyżek płac w szpitalu, bo nawet gdybyśmy chcieli, to nie możemy tego zrobić. – Wspomniał Pan też, że przez lata szkoły prowadzone przez powiat zmieniły się nie do poznania. Problemem jest jednak brak uczniów, co powiat odczuwa co roku, coraz więcej dopłacając do tych placówek. Szkoła w Klimontowie chyba zostanie zlikwidowana. – Faktycznie, wszystko wskazuje na to, że ta placówka zostanie wygaszona. Z powodu kolejnego nieudanego naboru nie mamy innego wyjścia. Część budynku wydzierżawiła jedna z fundacji, która będzie tam prowadzić szkoły specjalne. Przynajmniej budynek nie będzie stał pusty. Mam jednak satysfakcję, że przez ostanie lata wszystkie szkoły prowadzone przez powiat, w tym Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy w Zawichoście, były sukcesywnie remontowane i wyposażane, łącznie z infrastrukturą sportową. Problemem jest brak uczniów, chociaż i tak nasze szkoły wybiera więcej uczniów niż opuszcza gimnazja w poszczególnych gminach powiatu. Oznacza to, że przychodzą do nas również uczniowie z sąsiednich powiatów. Mamy też kilkudziesięciu uczniów z Ukrainy. Jednak problem jest i szybko nie zniknie. Podobnie jak ten dotyczący płac nauczycieli, z tym że samorząd nic w tym zakresie nie może zrobić. To nie my ustalamy pensje nauczycielom, ale my im płacimy. I tak w związku z niżem demograficznym i brakiem uczniów dopłacamy do szkół rocznie nawet 3 mln zł. Przyznawana przez ministerstwo subwencja oświatowa jest niewystarczająca. – Przed nami dożynki powiatowe, ale rolnicy nie mają chyba powodów do radości. W tym roku ceny owoców są rekordowo niskie, rolnicy protestują, a przed nami jeszcze jesienny zbiór jabłek. – Nie da się ukryć, że to, co się teraz dzieje na rynku owoców miękkich, ale też śliwek i jabłek, jest efektem wieloletnich zaniedbań, i to wszystkich rządów po kolei. Jak dotąd nie było odważnego, który wprowadziłby system kontraktacyjny również na owoce. Rolnicy mieliby pewny zbyt i gwarantowaną cenę minimalną. Teraz przetwórnie dyktują ceny, są podejrzenia, że dochodzi do zmów cenowych i tego zjawiska też od lat nie udaje się wyplenić. Mówi się, że tak się dzieje, bo polskie zakłady w większości przejął obcy kapitał, i to jest prawda. Nie powinno do tego dojść. Słyszymy, że obecnie również wielkie zakłady są wykupywane przez kapitał zewnętrzny. Ale trzeba uczciwie powiedzieć, że nawet jak Polak jest właścicielem przetwórni, to też liczy pieniądze, i aby być konkurencyjnym, musi się dostosować do tego, co dyktują inne zakłady. Trzeba pamiętać, że wprowadzenie kontraktacji ma też swoje konsekwencje. Jak mówił nieżyjący już prof. Eberhard Makosz, optymalna ilość produkowanych w Polsce jabłek to około 2,5 mln ton rocznie. W tym roku przekroczyliśmy tę ilość już dwukrotnie. Podobnie jest z innymi owocami, których jest nadprodukcja. Być może dojdzie do tego, że trzeba będzie zlikwidować część plantacji, a dzisiaj jeszcze Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa dopłaca do nowych nasadzeń. – Warto poruszyć jeszcze temat związany z zabezpieczeniem przeciwpowodziowym Sandomierza i szerzej – gmin powiatu sandomierskiego. Minęło dziewięć lat od powodzi, czy spodziewał się Pan, że w tym czasie uda się poczynić tak ogromne inwestycje w tym zakresie? – Myślę, że mieliśmy dużo szczęścia i sporo kompetentnych ludzi wokół, którzy zabiegali o te inwestycje. Mowa tu chociażby o Jacentym Czajce, który jeszcze do niedawna był kierownikiem sandomierskiego oddziału Świętokrzyskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Kielcach, a także poprzedniej wojewodzie świętokrzyskiej. Wystarczy porównać, ile w ostatnich latach udało się zrobić, jeśli chodzi o ochronę przeciwpowodziową w naszym województwie, a ile na Podkarpaciu. Ostatnio Podkarpacie trochę nadgoniło, ale nadal nie jest to ta sama skala. My ich wyprzedziliśmy o przynajmniej dwa lata również z tego względu, że stosunkowo szybko udało się przygotować niezbędną dokumentację inwestycji i rozpoczęto starania o źródło sfinansowania tych zadań. Dobrze się stało, że wycięto zakrzaczenia w międzywalu. To one spiętrzały wodę i przyczyniły się do powodzi. Ważne jest, aby konsekwentnie o to dbać. Obecnie natomiast realizowana jest inwestycja, warta prawie 180 mln zł, która już całkowicie zabezpieczy węzeł sandomierski. Mówię tu o prawobrzeżnej części miasta i hucie, a także miejscowościach położonych nad Koprzywianką. Materiał pochodzi z dodatku TN…

Pełna treść wiadomości na: tyna.info.pl/?p=32945
tyna.info.pl, Źródło artykułu: tyna.info.pl
 
Komentarze
Brak komentarzy, Twój może być pierwszy!
Autor:
Kod z obrazka:
Puste pole z komentarzem
Puste pole z podpisem
Wyszukaj
 
Kreska
Dodaj artykuł
 




Brak sond
 
Newsletter
Bądź na bieżąco z nadchodzącymi imprezami. Zapisz się na bezpłatny newsletter.
 
 
staszowski

Powiat staszowski - położony w południowo-wschodniej części województwa świętokrzyskiego, zajmuje powierzchnię 924 km² i liczy 74 tys. mieszkańców, a jego siedzibą jest miasto Staszów. W jego skład wchodzą gminy: Osiek, Połaniec, Staszów, Bogoria, Łubnice, Oleśnica, Rytwiany, Szydłów.

W minionych wiekach ziemia staszowska była we władaniu kilku rodów, stąd na jej terenach zabytkowe pałace, dwory, a nawet zamki obronne. Od szeregu stuleci był to obszar rolniczy z drobnym przemysłem opartym głównie na warsztatach rzemieślniczych. W ostatnich dziesięcioleciach w związku z wydobyciem i przetwórstwem siarki w Grzybowie i Osieku nastąpił istotny jego rozwój. Zabytki to: Staszowski Ratusz z XVIII w., Drewniana dzwonnica w Beszowej, Brama Krakowska, Pałac Artura Radziwiłła, Dwór w Ruszczy i wiele innych.    

 

Zgłoś uwagi - uzupełnij wszystkie pola